13.03.1899 -08.06.1956
Poeta, eseista, tłumacz, krytyk literacki, współtwórca grupy poet. Skamander
- Urodził się 13 marca 1899 roku, jako syn Władysława Serafinowicza herbu Pobóg i Marii z Niewęgłowskich herbu Jastrzębiec. Właściwe nazwisko Leszek Józef Serafinowicz. Miał dwóch braci
- Ojciec pracował jako urzędnik w biurze Dyrekcji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Matka była prywatną nauczycielką geografii.
- Zadebiutował w wieku czternastu lat, wydał dwa zbiory poezji. W 1913 nadkładem jego ojca ukazał się Na złotym polu, a rok później Po różnych ścieżkach. Obydwa podpisał pseudonimem „Jan Lechoń”, którym posługiwał się już do śmierci.
WYD. 1
WYD. 1
ZBIÓR WIERSZY DEDYKOWAŁ L. ASNYKOWI
- W 1916 r. zakłada wspólnie z Julianem Tuwimem i Antonim Słonimskim kabaret artystyczny Pod Pikadorem, w którym prezentowali oni swoje utwory. Wkrótce również z nimi dwoma, a także z Jarosławem Iwaszkiewiczem i Kazimierzem Wierzyńskim utworzył grupę poetycką Skamander . Wymyślił nazwę grupy, powołując się na cytat z dramatu Stanisława Wyspiańskiego Akropolis: „Skamander połyska, wiślaną świetląc się falą”.
Roman Kramsztyk, Portret poety Jana Lechonia (wersja III) | po 1920, Muzeum Narodowe w Warszawie
wwwniezlasztuka.net - Jego słynne poczucie humoru podnosiło poziom codziennych posiedzeń, poświęconych wspólnemu tworzeniu skeczy i szopek. Dłuższy czas żyjąc tylko z poezji, wspierany był finansowo przez przyjaciół. Nie zwracając nigdy uwagi na strój, często w podartych skarpetkach i ubraniach, już w czasach Pikadora zaczął nosić czarny żakiet i sztuczkowe spodnie, znoszone, z powypychanymi kolanami, do tego często zakładał długi szal...
wwwniezlasztuka.net
- Humor drzemał w nim ukryty gdzieś pod nawracającymi falami smutku i depresją. Jego znajomi cenili jego nieoczywiste żarty. Iwaszkiewicz napisał nawet, że "Lechoń gotów był dla żartu zrobić bardzo wiele, zaryzykować wszystko, a nawet poświęcić najserdeczniejszą przyjaźń".
www.porady.sympatia.onet.pl
- Lubił plotki i wręcz się ich domagał od swoich przyjaciół, z którymi korespondował. Według nich każdą informację, którą usłyszał, umiał wyolbrzymić, dodawał do niej swoje trzy grosze i robił z niej prawdziwie soczystą historię. Zdaje się, że tak naprawdę nikogo nie lubił, bo dla każdego miał jakiś mało uprzejmy i nieprzychylny epitet
www.porady.sympatia.onet.pl
- Zamieszkiwało go właściwie kilka różnych postaci. Był dowcipny i cyniczny, był gadułą i samotnikiem pełnym rozpaczy. Był najbardziej towarzyskim człowiekiem, jakiego znałam, i najbardziej nieszczęśliwym
Irena Lorentowicz
www.dzieje.pl
- Po odzyskaniu niepodległości publikuje kolejne dwa tomy poezji:
Św. Antoni
Ty masz wysoko oczy,
Tam, gdzie śpiewa skowronek,
Więc widzisz, gdzie się toczy
Zagubiony pierścionek.
A że trzymasz na ręku
Maleńkiego Chrystusa
Dojrzysz, kto kona w lęku
I skąd czyha pokusa.
Twój brunatny samodział
Widzę: idziesz po niebie.
Popatrz, gdziem się zapodział,
Bo zgubiłem sam siebie.
„Niech się święci chwała Twoja,
Niech się znajdzie zguba moja”.
- W 1921 roku dokonał próby samobójczej, odratowany leczył się w licznych szpitalach i sanatoriach.
- W roku 1930 Jan Lechoń wyjechał do Paryża, pełnił tam funkcję attaché kulturalnego ambasady polskiej. po klęsce Francji wyjechał do Brazylii a potem do Ameryki. W latach 1943-46 redagował Tygodnik Polski, był współzałożycielem Polskiego Instytutu Naukowego. Żyjąc w USA, wygłaszał odczyty i wykłady, współpracował też z filmem. Po zakończeniu II wojny światowej nie wrócił do kraju głównie z powodu niechęci do komunizmu.
- W 1956 r. Jan Lechoń wyskoczył z 12. piętra nowojorskiego hotelu Hudson. Nie wiadomo, jakie kierowały nim pobudki. Jego przyjaciel, Kazimierz Wierzyński, uważał, że "tłem istotnym był niewątpliwie homoseksualizm"
- W 1991 prochy poety ekshumowano z cmentarza Calvary w Queens w Nowym Jorku i pochowano na Cmentarzu Leśnym w Laskach we wspólnym rodzinnym grobie wraz z rodzicami Władysławem i Marią Serafinowiczami.
Nokturn
Cóż ja jestem? Liść tylko, liść, co z drzewa leci.
Com czynił – wszystko było pisane na wodzie.
Liść jestem, co spadł z drzewa w dalekim ogrodzie,
Wiatr niesie go aleją, w której księżyc świeci.
Jednego pragnę dzisiaj: was, zimne powiewy!
Wiec nieś mnie, wietrze chłodny, nie pytając po co,
Pomiędzy stare ścieżki, zapomniane krzewy,
Które wszystkie rozpoznam i odnajdę nocą.
W ostatniej woni lata, w powiewie jesieni
Niech padnę pod strzaskany ganek kolumnowy,
By ujrzeć te, com widział, podniesione głowy
Wśród teraz pochylonych, zamyślonych cieni.
Uciszaj, srebrna nocy, całą ziemię śpiewną!
A ja padnę na trawę wilgotną od rosy,
Lub będę muskał cicho niegdyś złote włosy,
Których dziś już koloru nie poznałbym pewno
www.porady.sympatia.onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz